PR się nie mierzy
PR jest mierzalny. PR „się nie mierzy” w tym znaczeniu, że sami PR-owcy dość beztrosko podchodzą do kwestii mierzenia, oceny i raportowania swoich działań.
- Połowa specjalistów PR nie potrafi odpowiedzieć swoim szefom na pytanie „Jaki mamy efekt naszych wydatków, które ponieśliśmy na PR w zeszłym roku?”.
- Ba, tylko połowa umie dokładnie wskazać, który z jej produktów miał największy media coverage, bez posiłkowania się stwierdzeniem „podejrzewam, że”.
- A tylko jedna trzecia jest w stanie określić, czy jego szef wypowiadał się w mediach częściej niż prezes konkurencji.
Nie są to dane z Polski, ale w sumie to nie wiem, czy w związku z tym śmiać się, że nie wypadamy gorzej, czy płakać, że w za granicą też nie jest najlepiej.
Proszę spojrzeć tylko na jeden z wykresów: 60% badanych nie potrafiło udzielić odpowiedzi popartej konkretnymi danymi:
Źródło: Wallop! OnDemand
A propos mojego postu o strusiach i hazardzistach – z badania wynika, że prawie 25% PR-owców to strusie. Co mnie ubawiło najbardziej: to bardzo otwarte strusie, których nie krępuje swobodne mówienie o swojej własnej niewiedzy. Z kolei prawie połowa to owi hazardziści, którzy „mają przeczucie” tudzież „intuicję” a nie dane.
Nie przedstawiam tu mojej opinii na tematy metodologiczne badania, typu dobór próby czy jej wielkość oraz sama konstrukcja. Wyniki są uderzające i chcę, żeby to nam dało do myślenia.
I tu nie mówię o żadnych hiper zaawansowanych wskaźnikach typu wzrost świadomości czy znajomości marki, ROI, przełożenie na sprzedaż. Problem wystąpił nawet przy zwykłej, prostej, łatwej do zrobienia (in-house czy poprzez firmę zewnętrzną) analizie materiałów z mediów!
Trudno mi jest zrozumieć, jak można planować PR bez zbadania przeszłej i prowadzenia bieżącej analizy naszego statusu w mediach (obojętne, czy koncentrujemy się na kanałach tradycyjnych czy społecznościowych). Szczególnie biorąc pod uwagę to, że public relations nadal znaczy głównie media relations (też nie tylko w Polsce).